Warszawa. Kraków. Wrocław. Poznań. Katowice. Gdańsk. Łódź. Włocławek. Kup Niemieckie z Ii Wojny w kategorii Kolekcje i sztuka na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej. Oficjalnie Niemcy zajęli Łódź 9 września. Ale pierwsze oddziały 17. dywizji piechoty 8. Armii niemieckiej wkroczyły do Łodzi wieczorem 8 września, triumfalne zaś wejście Wehrmachtu Przeciwko dwóm niemieckim koncernom złożono pierwsze pozwy o odszkodowania dla polskich ofiar II wojny światowej 2023-06-20 14:33 aktualizacja: 2023-06-20, 22:12 Udostępnij przez U-booty siały postrach podczas I wojny światowej. Pomiędzy lutym a kwietniem 1917 roku masakra żeglugi handlowej wokół Wysp Brytyjskich zaczęła narastać i obietnica admirała Holtzendorffa, że Wielka Brytania zostanie głodem zmuszona do poddania się, zdawała się być blisko realizacji. HSS, vol. XXII, 24 (2/2017), pp. 9-19 April-June Fryderyk CZEKAJ 1 WYKORZYSTANIE URZ ĄDZEŃ NOKTOWIZYJNYCH W OKRESIE II WOJNY ŚWIATOWEJ PRZEZ NIEMIECKIE JEDNOSTKI PANCERNE Lotnictwo, które w Wielkiej Wojnie po raz pierwszy zastosowano do wykrywania wojsk prze- Najbardziej znanym wieloprowadnicowym systemem artylerii rakietowej II wojny światowej faktycznie jest Katiusza (zbiorcza nazwa wyrzutni BM-13, BM-8 i BM-31 montowanych na różnych podwoziach). pYLkYt. Simo Häyhä, Ludmiła Pawliczenko, Wasilij Zajcew, Bert Kemp, Sepp Allerberger... nazwiska tych snajperów przeszły do legendy II wojny światowej. Ten pierwszy miał 160 cm wzrostu, czyli nie wiele więcej niż karabin, którym się posługiwał... "Biała śmierć", czyli fiński strzelec wyborowy Simo Häyhä. Do fińskiej armii został powołany w 1925 roku. Wychował się na rodzinnej farmie, w których uczył się myślistwa i sztuki przetrwania w surowych warunkach. Häyhä swój talent strzelecki wykorzystał w zabójczy sposób podczas wojny radziecko-fińskiej w latach 1939-1940. W jednej z pierwszych swoich akcji otrzymał rozkaz zlikwidowania sowieckiego snajpera, który zdążył już zabić trzech fińskich dowódców plutonów i podoficera. Przyjmując wyzwanie, Häyhä zaprezentował całą swoją cierpliwość i skrupulatne przygotowania, które stały się jego znakiem firmowym. Po wyszukaniu odpowiedniego stanowiska strzeleckiego pozostał niemal w bezruchu, owijając się ciepło w strój maskujący i prowadząc obserwacje przez przyrządy celownicze karabinu. Kilka godzin później, kiedy się nieco ściemniło i dzień dobiegał końca, pojawiła się wyczekiwana możliwość. Odbłysk słońca w lunecie na sekundę zdradził pozycję celu i Häyhä dostrzegł Rosjanina, dość nieostrożnie podnoszącego się z ukrycia, niewątpliwie przekonanego, że zapadający zmrok nie skrywa żadnego niebezpieczeństwa. Jeden strzał w głowę z karabinu snajpera dowiódł, jak bardzo mylne było to przeświadczenie - czytamy w "Snajperach Drugiej Wojny Światowej". Polowanie na żołnierzy wroga doprowadził z czasem do perfekcji. Potrafił godzinami siedzieć w bezruchu w swoich kryjówkach i doskonale zamaskowany oczekiwał na strzał. Nosił biały kombinezon narciarski i nawet lufę karabinu owijał białą gazą. Za pożywienie służyły mu kostki cukru. Häyhä używał karabinu M/28-30, który był fińską wersją samopowtarzalnego karabinu Mosin-Nagant. Media Co ważniejsze, był pozbawiony... celownika optycznego. Häyhä używał jedynie celownika mechanicznego umieszczonego na kolbie karabinu. Potrafił zabić 10 żołnierzy radzieckich jednego dnia, a kiedy szczęście mu sprzyjało, to liczby były większe. W ciągu trzech dni w grudniu 1939 roku zabił 51 żołnierzy sowieckich, a później w tym samym miesiącu osiągnął swój najwyższy wynik: 25 potwierdzonych zabitych jednego dnia. Rosjanie nie mieli sposobu na wyeliminowanie "Białej śmierci". Czasem z bezsilności używali nawet artylerii i moździerzy, by zabić fińskiego snajpera, ale bezskutecznie. Häyhä wysłał na tamten świat 542 żołnierzy sowieckich. Nie mniejszą sławą okryło się nazwisko radzieckiego snajpera Wasilija Zajcewa. Podobnie jak jego fiński odpowiednik, Zajcew od najmłodszych lat uczył się posługiwania bronią. Był myśliwym z wioski Jeleninskoje na Uralu. Prawdziwą chwałą okrył się podczas krwawych walk o Stalingrad w 1942 roku. Radzieccy dowódcy doskonale znali wyjątkowe umiejętności strzeleckie Zajcewa i dostał on zadanie stworzenia pierwszej szkoły i oddziału snajperów, którzy w ruinach miasta eliminowaliby z walki niemieckich żołnierzy i oficerów. "Praca" snajpera w rumowisku Stalingradu była szczególnie trudna, ponieważ broń snajperska przeznaczona jest do walki na dużym dystansie. W Stalingradzie znaczna część walk odbywała się na bardzo bliską odległość. Dochodziło do wielu snajperskich pojedynków. Zajcew stał się znany, sowiecka propaganda wykreowała go na bezwzględnego zabójcę Niemców. Doniesienie o radzieckim snajperze nie uszły uwagi hitlerowcom. To podobno wtedy doszło do najsłynniejszego pojedynku strzelców wyborowych Stalingradzie. Do miasta miał zostać wezwany niejaki major Koenig, dowodzący berlińską szkołą snajperów. Miał jedno zadanie: zabić Zajcewa. Autorzy książki wyjaśniają jednak, że nazwisko Koenig (Król) mogło być pseudonimem niemieckiego strzelca funkcjonującego na tamtym odcinku frontu. W związku z tą walką wymieniano także nazwisko Thorvald, ale taki żołnierza nie ma w niemieckich aktach i nie kierował on berlińską szkołą snajperów. Jedno nie ulega wątpliwości, pojedynek znakomitych strzelców wyborowych się odbył, a na przeciwko Zajcewa stanął snajper znający swój fach po mistrzowsku. W ruinach miasta odbyła się gra, z której zwycięsko wyszedł Wasilij Zajcew. Opuścił on armię w randze kapitana. Jego oficjalny wynik to 242 zabitych. Autorzy książki piszą, że w rzeczywistości Zajcew zanotował 400 trafień, ale tylko trafienia potwierdzone (przez obserwatora) umieszczano w oficjalnych dokumentach. Uważa się, że wśród sowieckich snajperów największą liczbę zabitych wrogów miał na koncie Iwan Sidorenko ze 112 Pułku Strzelców - 500 oficjalnie potwierdzonych trafień. Wśród snajperskich legend jest także przedstawicielka płci pięknej. To Ludmiła Pawliczenko, jak o niej ówcześnie mówiono, najgroźniejsza kobieta świata. Ukrainka, która w 1937 roku rozpoczęła studia historyczne, a tuż przed wojną obroniła pracę magisterską. Po ataku Niemców na ZSRR jako ochotniczka zgłosiła się do sowieckiej armii. Jej sława wykuwała się podczas obrony Odessy. Swoje pierwsze trafienie zaliczyła w czasie czterodniowych walk o wzgórze koło Bielajewki. Dokładnie były to dwa celne strzały, trzeci z Niemców zdołał zbiec. Była doskonałą maszyną do zabijania. Potrafiła przebywać w ukryciu nawet 18 godzin, mając do dyspozycji tylko suchy chleb i wodę... Średnio zabijała czterech Niemców dziennie. Ogółem jej wynik w czasie walk o Odessę to 187 trafionych żołnierzy wroga. Broniła też Sewastopola. Pawliczenko kilkakrotnie była ranna, a na jej koncie zapisano ostatecznie 257 zabitych wrogów. Zmarła w październiku 1974 roku. Jej imię nosi jedna z ulic Sewastopola... "Sekrety historii. Snajperzy Drugiej Wojny Światowej. Wydanie drugie", wydawnictwo RM Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Konflikt rozpoczęty we wrześniu 1939 roku kosztował Polskę utratę prawie połowy swojego przedwojennego terytorium (ten wskaźnik poprawiło nieco przyłączenie Dolnego Śląska, Pomorza i Mazur) oraz życie 1/5 obywateli. Była najbardziej poszkodowanym w czasie wojny (w przeliczeniu na 1 mieszkańca) krajem na świecie. Goryczy dodawał również fakt, że po jej zakończeniu, wpadła w orbitę wpływów sowieckich, stając się de facto krajem satelitarnym ZSRR. Wybuch wojny Niemiecka napaść na Polskę miała być w swym zamierzeniu tylko odosobnioną kampanią, która miała pokazać światu, że z Hitlerem nie ma żartów. Jednak w wyniku sojuszy łączących Polskę z Francją i Anglią, zamieniła się morderczy konflikt, który rozpalił świat na następne 6 lat. Pierwszym epizodem była bohaterska obrona Westerplatte - niewielkiego skrawka ziemi u ujścia Wisły do Bałtyku. Przeważające wielokrotnie niemieckie siły musiały jednak poświęcić na zdobycie tego skrawka ziemi aż cały tydzień. Ta nierówna walka, w której po jednej stronie walczyły karabiny, wozy pancerne, samoloty, a nawet pancernik - a o drugiej garstka bohaterskich żołnierzy stał się symbolem poświęcenia i męstwa polskiego żołnierza w kampanii wrześniowej. Pomnik na Westerplatte Poczuj historię: Potężny pomnik ustawiony w miejscu walki na Westerplatte, u wejścia do gdańskiego portu - liczący 25 metrów wysokości. Z dawnych budynków ocalała tylko Wartownia nr 1, w której urządzono ekspozycje muzealną. Otwarta codziennie Miejsca powojenne w Polsce: schrony bojowe w rejonie Węgierskiej Górki, czyli "polskie Termopile" Zacięte walki w pierwszych dniach wojny trwały także i w innych miejscach. Na południu polskie oddziały stawiły zażarty opór, wykorzystując świeżo wybudowane schrony bojowe w rejonie Węgierskiej Górki. Mimo, że schrony były wybudowane kilka miesięcy przed wybuchem wojny, nie miały pełnego wyposażenia, a beton do końca jeszcze nie stężał, niewielki polski oddział blokował przejście doliną rzeki Soły całej kolumnie niemieckiej przez trzy dni. Dopiero obejście fortyfikacji od tyłu skłoniło obrońców do poddania się. Podobnym bohaterstwem wykazali się też obrońcy Wizny. Z powodu dysproporcji pomiędzy atakującymi a obrońcami, często te epizody nazywane były "polskimi Termopilami". Foto: Gmina Węgierska Górka / Jeden z bunkrów w Węgierskiej Górce Poczuj historię: W Węgierskiej Górce zachowały się do dzisiaj cztery betonowe bunkry. Jeden z nich - "Wędrowiec" przy drodze do Żabnicy jest udostępniony do zwiedzania. Otwarty maj-wrzesień, weekend poza tym po uzgodnieniu telefonicznym. Ślady II wojny światowej w Polsce w pobliżu stolicy Samym bohaterstwem nie dało się skompensować ogromnej przewagi Niemców, przede wszystkim w powietrzu, a także w broni pancernej. Po pokonaniu umocnień granicznych agresorzy szybko przesuwali się w głąb kraju. Mimo, że 3 września wojnę Niemcom wypowiedziała Francja i Anglia, nie podjęto na zachodnim froncie żadnych działań i Niemcy mogli dalej kontynuować soją kampanię. Po kilkudniowej bitwie nad Bzurą, ostatnim polskim zrywie ofensywnym, niemieckie siły otoczyły Warszawę i pobliską twierdzę Modlin i zamknęły pierścień okrążenia. Mimo wielokrotnej przewagi w każdym rodzaju wojsk, miejsca te broniły się dzielnie i dopiero ciężka sytuacja ludności cywilnej spowodowała poddanie miasta 28 września. Dzień później skapitulowała również twierdza Modlin. Foto: Shutterstock Twierdza Modlin Poczuj historię: Twierdza Modlin, położona 35 kilometrów na północ o Warszawy, unikatowy zabytek techniki fortyfikacyjnej zachowała się w bardzo dobrym stanie. Można ją zwiedzać samodzielnie (zewnętrzny obwód twierdzy) lub z przewodnikiem (możliwość wejścia do wnętrza). Terminy zwiedzania z przewodnikiem można znaleźć na stronie Hel - tu także znajdziesz ślady II wojny światowej w Polsce Zupełnie zaskakujący dla niemieckiego agresora był opór stawiony przez polskie wojsko w obronie wybrzeża. Symbolem męstwa i bitności jest obrona Helu, który mimo wielokrotnych nalotów i ostrzału poddał się dopiero 2 października w obliczu kapitulacji stolicy i bez nadziei na pomoc z zewnątrz. Podstawą obrony Helu świetnie zamaskowana artyleria obrony wybrzeża i przeciwlotnicza, która nie została zniszczona przez siły niemieckie do końca obrony. Dzisiaj odwiedzając Półwysep Helski słynący ze wspaniałych plaż, warto odwiedzić także ten niesamowity zabytek historyczny, jakim są doskonale zachowane armaty broniące Helu w 1939 roku. Foto: Muzeum Obrony Wybrzeża na Helu Poczuj historię: Pamiątki i oryginalne stanowiska artyleryjskie są udostępnione przez Muzeum Obrony Wybrzeża. Polskie fortyfikacje otwarte są codziennie, od (w wakacje godzinę dłużej). Warto też obejrzeć pozostałości największych stanowisk artyleryjskich w Europie, które Niemcy budowali w czasie wojny, przy drodze wyjazdowej z Helu, otwarte codziennie, od (w wakacje godzinę dłużej). Nowy porządek Kampanię wrześniową i przegraną wojnę obronną przyspieszyła agresja wojsk sowieckich 17 września 1939 roku. Polska została wbrew prawu międzynarodowemu podzielona pomiędzy dwóch zaborczych sąsiadów. Jak się później okazało - tereny zajęte wtedy przez ZSRR do dzisiaj znajdują się poza granicami Polski. Niemcy część zajętych terenów włączyli bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej, a z głównej części kraju utworzyli Generalne Gubernatorstwo. Miało być ono w założeniu bazą taniej siły roboczej i stopniowej germanizacji społeczeństwa polskiego. Okazało się też wkrótce głównym miejscem eksterminacji Żydów przez Niemców. Na czele Generalnego Gubernatorstwa stanął Hans Frank, a stolicą tej jednostki został Kraków. Poczuj historię: Do dzisiaj, na stromej skale nad Wisłą, w dzielnicy Przegorzały, stoi willa Franka - obecnie siedziba Instytutu Europeistyki i Centrum Badań Holocaustu UJ. Zwiedzanie tylko z zewnątrz, warto zajrzeć do kawiarni z widokowym tarasem. Pierwszy partyzant Mimo przegranej kampanii wrześniowej, naród Polski nie złożył broni - i praktycznie od października 1939 rozpoczęło się tworzenie konspiracyjnych struktur. Polskie podziemie, którego główną siłą była Armia Krajowa, miało większość atrybutów normalnego państwa - sprawną administrację, własne siły zbrojne, niewielką, ale własną produkcję zbrojeniową, wymiar sprawiedliwości, a nawet bogate życie kulturalne z tajnym nauczaniem i własnymi wydawnictwami. Od razu też rozpoczęła się walka z okupantem. Do legendy przeszedł major Henryk Dobrzański "Hubal", którego oddział skutecznie walczył z Niemcami, utrudniając formowania ich administracji. Zginął w potyczce z Wermachtem pod wsią Anielin. Miejsce jego śmierci jest do dziś otaczane czcią. Natomiast nie wiadomo do dziś, gdzie został pochowany. Foto: Major Henryk Dobrzański "Hubal" Poczuj historię: Miejsce śmierci majora "Hubala" znajduje się pod wsią Anielin, 25 km na wschód od Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie znajduje się symboliczny "Szaniec Hubala". Warto odwiedzić też Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, dokumentujące działalność podziemia. Otwarte od wtorku do niedzieli w godzinach Leśne republiki Wkrótce w oddziały partyzanckie zaczęły formować się w całej okupowanej Polsce, zwłaszcza w terenach o dużym zalesieniu. Od 1943 roku regularne potyczki z oddziałami niemieckimi prowadzono w Świętokrzyskiem, Lubelskiem czy w górach Beskidu. Niezwykle brawurową akcją było przechwycenie i przetransportowanie niemieckiej rakiety V-2, która wysłana do Londynu pozwoliła opracować metody walki z "Wunderwaffe". Poczuj historię: Wśród Lasów Janowskich, na wzniesieniu Porytowego Wzgórza znajduje się piękny pomnik upamiętniający walki partyzantów z oddziałami niemieckimi w 1944 roku. Historię przechwycenia rakiety V-2 można z kolei poznać w muzeum w Bliznej (niedaleko Mielca w woj. podkarpackim) - otwarte od wtorku do niedzieli, Obozy koncentracyjne: ślady II wojny światowej w Polsce Najczarniejszym epizodem okupacji niemieckiej jest budowa na terenach Generalnej Guberni wielu obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Najsłynniejszym z nich był Auschwitz-Birkenau, w którym eksterminacji poddano zarówno naród polski, a przede wszystkim Żydów. W nieludzkich warunkach Niemcy zmuszali do katorżniczej pracy więźniów, z których znaczna część pochodziła z inteligencji - był to jeden ze sposobów łamania "kręgosłupa" narodu polskiego. W sumie w tym jednym tylko obozie zginęło około 1,1 miliona Żydów z całej Europy, a także 140-150 tysięcy Polaków, około 23 tysięcy Romów, około 12 tysięcy jeńców radzieckich oraz ofiar innych narodowości. Foto: Thinkstock / Thinkstock Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau Poczuj historię: Dzielność niemieckich obozów koncentracyjnych i zagłady dokumentuje kilka instytucji w Polsce. Największe muzeum znajduje się w Oświęcimiu, 50 km na zachód od Krakowa - Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, otwarte codziennie, w zależności od pory roku od do (w zimie krócej). Miejsca w Polsce związane z II wojną światową: Muzeum Powstania Warszawskiego W 1944 roku, w obliczu szybkich postępów Armii Czerwonej na Froncie Wschodnim, przy pozornej słabości III Rzeszy, komenda główna konspiracyjnej Armii Krajowej postanowiła własnym siłami opanować Warszawę. Wybucha Powstanie Warszawskie, które trwało 63 dni. Do dziś pozostaje bodaj najbardziej tragicznym i kontrowersyjnym epizodem II wojny światowej na ziemiach Polski. Z jednej strony doprowadziło do całkowitego zniszczenia miasta i śmierci ponad 200 tys. jej cywilnych mieszkańców. Zginęło też prawie 20 tys. żołnierzy podziemnej armii. Z drugiej strony - bohaterska postawa powstańców, gotowość oddania życia za ojczyznę, stały się ogromną inspiracją i wzorem dla pokoleń powojennych opozycjonistów. Foto: istock Muzeum Powstania Warszawskiego Poczuj historię: Na warszawskiej Woli warto zobaczyć Muzeum Powstania Warszawskiego - jedno z najciekawszych i najnowocześniejszych w Polsce. Otwarte w poniedziałki, środy i piątki w godz. w weekendy w czwartki we wtorki nieczynne. Na frontach wojny Warto też pamiętać, że po klęsce wrześniowej znaczna część żołnierzy opuściła kraj i przez Rumunię trafiła na zachód Europy. Tam wzięli oni udział w wielu kampaniach frontu zachodniego. Polscy piloci odznaczyli się w Bitwie o Anglię, prawdziwym męstwem odznaczyły się polskie oddziały pod Narwikiem i Tobrukiem w Afryce. Słynny epizod to zdobycie Monte Cassino we Włoszech w 1944 roku i otwarcie drogi na Rzym, a także zdobycie niemieckiego portu Wilhelmshaven. Znaczna część polskich żołnierzy, która w 1939 roku znalazła się po sowieckiej stronie granicy trafiła do Polskiej Armii, która przedarła się na Bliski Wschód, a część walczyła w ramach 1 Armii Wojska Polskiego, będącej de facto częścią sił Armii Czerwonej. Poczuj historię: Wiele eksponatów związanych z historią działań polskiej armii w czasie ostatniej wojny, zachowane czołgi, samoloty, broń i mundury można zobaczyć w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, czynne środa-niedziela, Od Bugu do Odry Od połowy 1944 roku rozpoczęło się wyzwalanie terenów obecnej Polski spod okupacji niemieckiej, zakończone w maju 1945 roku. W wyniku działań Armii Czerwonej Polska znalazła się całkowicie pod wpływem i kontrolą ZSRR. Zwolenników Rządu Emigracyjnego uwięziono, część z nich mordując, a Polskę stopniowo przestawiano na tory socjalizmu, wszystko to pod kontrolą (militarną) wielkiego sąsiada. Konsekwencją II wojny światowej było nie tylko ogromne zniszczenie materialne kraju, a także wielkie straty ludnościowe, ale także "przesunięcie" Polski na zachód - aż po Odrę, która przed wojną była rzeką prawie całkowicie niemiecką. Foto: Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu / Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu Poczuj historię: Symbolem nowych granic kraju jest między innymi stojący przy plaży w Kołobrzegu pomnik zaślubin Polski z morzem. Warto tu też zwiedzić tutejsze Muzeum Oręża Polskiego, otwarte wtorek-niedziela w sezonie letnim - codziennie Odważni, ale kiepsko uzbrojeni – zwykło się mówić o polskich żołnierzach września. Wprawdzie nasi kawalerzyści mieli przy siodłach szable, ale w Polsce była produkowana także nowoczesna broń. Rewelacyjną bronią był karabin przeciwpancerny Ur. Skonstruował go w połowie lat 30. znakomity inżynier Józef Maroszek i choć broń została przyjęta do uzbrojenia już w 1935 r., niewiele osób wiedziało o jej istnieniu. Wyprodukowane egzemplarze, około 3,5 tysiąca, trafiły do skrzyń z napisem „Nie otwierać: sprzęt optyczny”. Dla zachowania tajemnicy robotnikom w tajnym wydziale Państwowej Fabryki Karabinów w Warszawie mówiono, że pracują przy broni przeznaczonej na eksport do Urugwaju – stąd nazwa Ur. Lufy produkowano w innym miejscu, a całość montowano w Cytadeli Warszawskiej. Pierwszy żołnierz ustawił karabin na dwójnogu, podłączył mieszczący cztery naboje magazynek i strzelił do odległej o kilkaset metrów pancernej kopuły. Próbę powtórzyło kilkunastu strzelców. Ze zdziwieniem oglądali potem dziury w grubej pancernej płycie. Pocisk wystrzelony z karabinu nie przebijał pancerza. W momencie uderzenia sublimował, zaś jego ogromna energia wybijała w pancerzu kilkucentymetrowy korek, który wpadał do wnętrza i rykoszetując rozpadał się na fragmenty. Załogę mógł zabić nie pocisk z karabinu, ale fragment pancerza, który miał ją chronić! Najlepsze efekty dawał strzał w pionowe płyty pojazdu z odległości 100-150 m., ur robił wtedy dziurę nawet w pancerzu o grubości 33 mm. Po pokazie żołnierzom nakazano dochowanie ścisłej tajemnicy. Do wybuchu wojny, gdy wreszcie wydano rozkaz o przekazaniu tajnej broni do jednostek, niewielu żołnierzy znało zalety karabinu. Zdarzało się, że nie chcieli dźwigać ciężaru i kładli ury na wozach taborowych. Część broni wydobyto ze skrzyń dopiero po kilku dniach walk. We wrześniu 1939 roku karabin mógł z powodzeniem niszczyć niemal wszystkie czołgi Niemców i Rosjan. Po wrześniu 1939 r. ury zdobyte przez hitlerowców trafiły do armii włoskiej i były używane w Afryce i na froncie wschodnim. Podobnie jak inna broń rodzimej konstrukcji, która do dziś cieszy się wielkim uznaniem wśród kolekcjonerów – pistolet Vis wz. 35. Choć miał służyć kadrze oficerskiej i rozmaitym służbom, to ogromny wpływ na jego kształt miała kawaleria. Chodziło o drobny element – zwalniacz kurka, który mógł być obsługiwany jedną ręką, wszak w drugiej ułan musiał dzierżyć lejce. Rozwiązanie to wprowadzono kosztem kilku tysięcy złotych i dwuletnim opóźnieniem produkcji. Ostatecznie seryjne pistolety pojawiły się w roku 1936. Pistolet był dziełem duetu Piotr Wilniewczyc i Jan Skrzypiński. Pierwszy był uzdolnionym konstruktorem, drugi dyrektorem Państwowej Fabryki Karabinów w Warszawie i technologiem produkcji broni. Początkowo pistolet nazwano na ich cześć WiS, ale potem nazwę zmieniono na łaciński wyraz „vis” – oznaczający siłę. Choć złośliwi twierdzą, że Polacy skopiowali słynnego colta 1911 i browninga HP, to nie ulega wątpliwości, że vis był całkowicie autorskim pistoletem, w którym zastosowano wiele nowatorskich rozwiązań. Uważany jest za najlepszy polski pistolet, jaki powstał dla wojska. Charakteryzowała go wysoka jakość wykończenia – idealnie gładkie powierzchnie były pokryte ciemną oksydą. Miał 8-nabojowy magazynek, był bardzo celny, trwały i niezawodny. Oficerowie musieli z własnej kieszeni wyłożyć 300 zł na visa w skórzanej kaburze i z plecioną smyczą. Do dziś zagadką pozostaje, ile visów udało się wyprodukować do wybuchu wojny. Numery poszczególnych części pistoletu sięgają nawet 51 tysięcy, ale najwyższy zgodny numer broni 46 311 (wszystkie części – lufa, zamek, chwyt i kilka drobniejszych elementów) należy do egzemplarza wykopanego w 2007 roku na terenie warszawskich Łazienek Królewskich. Do tego trzeba doliczyć pistolety wręczane żołnierzom już we wrześniu 1939 roku bezpośrednio przez pracowników Fabryki Broni w Radomiu. Zrezygnowano wówczas z bardzo wnikliwej kontroli jakości, a nawet dostarczono wojsku partię visów z deltą (to trójkąt bity na broni po numerze seryjnym), niepełnowartościowych, złożonych z części odrzuconych przez kontrolę. Dziś te ostatnie są niesłychanie drogie i poszukiwane. W 1940 r. Niemcy wznowili w radomskiej fabryce produkcję visów, znanych już jako Radom p-35 (nazwa Radom funkcjonuje wśród kolekcjonerów na Zachodzie do dziś). Przenieśli jednak produkcję luf do Austrii. W czasie niemieckiej okupacji powstawały także visy konspiracyjne – nielegalnie wynoszone przez pracowników Fabryki Broni, na których nabijano zdublowane numery. Powstawało w ten sposób do dwóch pistoletów dziennie Konspiratorzy musieli uważać, by egzemplarze o takich samych numerach nie znalazły się w hali produkcyjnej zbyt blisko siebie. Niestety, 19 września 1942 roku po nieudanej akcji żołnierzy Armii Krajowej wyposażonych w takie właśnie visy nastąpiła wielka wsypa, a Niemcy dokonali publicznej egzekucji piętnastu pracowników fabryki (16 października 1942 r.). Mimo to broń nadal wynoszono z zakładu, a w Warszawie powstała nawet podziemna fabryka luf! W Radomiu i później w czeskich zakładach Steyra wyprodukowano w czasie wojny łącznie ok. 315 tys. tych pistoletów. Inżynier Józef Maroszek, twórca ura, przed wojną prowadził prace nad karabinem samopowtarzalnym kbsp wz. 38 M. Do września 1939 r. udało się wyprodukować cztery prototypy i 50 egzemplarzy serii testowej. Broń zaprezentował sam konstruktor, uzyskując na strzelnicy wynik 10/10, a wojsko chciało nawet zamówić wersję o „podwyższonej celności” dla snajperów. Karabin samopowtarzalny był całkowicie polską konstrukcją i znacząco zwiększał siłę ognia piechoty – nie wymagał bowiem ręcznego przeładowywania jak w klasycznym karabinie, zasilał go 10-nabojowy magazynek. Był bardzo prosty w budowie i rozkładaniu – przewyższał pod tym względem niemiecki G41 czy sowiecki SWT 40. Wszystkie zachowane egzemplarze noszą numery czterocyfrowe, co podobnie jak w przypadku znakomitego samolotu bombowego PZL 37 Łoś miało służyć dezinformacji przeciwnika. Niestety, zachowało się tylko kilka egzemplarzy. W zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie znajduje się sprowadzony z ZSRR egzemplarz o numerze 1027, czyli tak naprawdę 27 z serii. Karabiny o tyle trudno zidentyfikować, że nie miały wybitego na komorze orła, lecz napis – zbrojowni, która mieściła się w Warszawie. Do dziś zachowała się na warszawskiej Pradze podziemna strzelnica, na której testowano karabin inż. Maroszka. Konstruktor we wrześniu 1939 roku zestrzelił z tej broni niemiecki samolot. Do rąk polskich żołnierzy trafiało też doskonałe uzbrojenie zaprojektowane za granicą, choćby 37-milimetrowa armata przeciwpancerna wz. 36 szwedzkiej firmy Bofors – bodaj najlepsze działo tego typu na świecie. Początkowo zakupiono 300 dział w Szwecji, później podjęto produkcję licencyjną w zakładach Stowarzyszenia Mechaników Polskich z Ameryki w Pruszkowie. Do września 1939 r. na uzbrojeniu Wojska Polskiego znalazło się ponad 1200 tych trudnych do wykrycia armat, które siały spustoszenie wśród niemieckich wojsk pancernych. 37-milimetrowy pocisk, pędzący z prędkością 800 m/s, przebijał 40-milimetrowy pancerz z odległości 100 m. Długo wydawało się, że nie ma w Polsce żaden egzemplarza tej armaty. Dopiero w 1964 r. w trakcie prac ziemnych odnaleziono działo na warszawskim Grochowie, następne w roku 1975 na Pradze. Najdramatyczniejsza była historia trzeciego boforsa odkopanego cztery lata później na Bródnie – 17 września 1939 r. został zasypany wraz z obsługą. Przy armacie znaleziono szczątki ciał żołnierzy, hełm i 7 łusek armatnich. W lufie tkwił ostatni nabój, którego bohaterscy obrońcy Warszawy nie zdołali już wystrzelić. Firma Bofors wyprodukowała też potężne działa dla baterii artylerii nadbrzeżnej im. Heliodora Laskowskiego na Helu, która we wrześniu 1939 roku toczyła artyleryjski pojedynek z pancernikiem Schleswig-Holstein, oraz wieżę do nowoczesnego czołgu 7 TP produkowanego w Polsce. O tej konstrukcji też warto wspomnieć, bo choć opierała się na brytyjskim czołgu Vickers, to polscy inżynierowie ją udoskonalili, wprowadzając jako pierwsi w seryjnie produkowanym czołgu silnik Diesla – mniej podatny na pożary. Mocnym atutem 7 TP był – obok armaty wz. 37 firmy Bofors w wersji czołgowej – rewelacyjny polski peryskop odwracalny kpt. Rudolfa Gundlacha. Ogółem w Polsce wykonano około 150 czołgów 7 TP. Najsłynniejsza jest szarża 22 polskich maszyn na niemieckie umocnienia w rejonie wsi Pasieki 18 września 1939 roku. Atak ten zmiażdżył opór przeciwnika i otworzył polskim oddziałom, niestety tylko na krótko, drogę na Tomaszów Lubelski. Do dziś nie zachował się żaden egzemplarz, ale dzięki grupie pasjonatów udało się odtworzyć czołg 7 TP, złożony z elementów wielu maszyn odnalezionych na pobojowiskach. To nie wszystkie przykłady znakomitej broni produkowanej przed wojną w Polsce. Były także ciekawe konstrukcje kolejnych modeli czołgów, samochodów terenowych i ciężarowych. Powstał doskonały najcięższy karabin maszynowy (nkm) wz. 38 FK, który bez trudu przebijał 40-milimetrowy pancerz z odległości 200 metrów. Broń ta, wyposażona w celowniki produkcji Polskich Zakładów Optycznych, rewelacyjnie wypadła podczas testowego strzelania do samolotów. Niestety, do 1 września 1939 r. powstało ledwie 50 sztuk tej niezwykłej broni. 23 egzemplarze zamontowano na przestarzałych czołgach rozpoznawczych TKS (tankietkach). Znane są relacje z pojedynku naszych tankietek wyposażonych w nkm-y z czołgami niemieckimi, z których polscy pancerniacy wychodzili zwycięsko. Te i inne konstrukcje miały odmienić i zmodernizować oblicze polskiej armii. Niestety, wznoszony z ogromnym trudem Centralny Okręg Przemysłowy, który miał stanowić serce polskiego przemysłu zbrojeniowego, pełną moc produkcyjną osiągnął na początku lat 40. XX wieku. Śmietankę spili więc Niemcy i komuniści, którzy tak chętnie deprecjonowali osiągnięcia II Rzeczypospolitej. „Tekst pochodzi z "Newsweeka Historia" 9/2013. Najnowszy numer 9/2014 jest już dostępny w sprzedaży. ” Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo MG 34 był uniwersalnym, szybkostrzelnym karabinem maszynowym produkcji niemieckiej strzelającym pociskami kal. 7,92 mm Podlaska KASFunkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej z Białegostoku podczas kontroli przesyłek w oddziale jednej z firm kurierskich ujawnili trzy niemieckie karabiny maszynowe MG 34 (Maschinengewehr 34) pochodzące z okresu II wojny światowej. Zabytkowa broń miała trafić do Wielkiej Brytanii od nadawcy z Funkcjonariusze Podlaskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Białymstoku podczas kontroli wykonywanej w oddziale jednej z firm kurierskich zainteresowali się paczką nadaną na Łotwie do odbiorcy w Wielkiej Brytanii. Nie widniała na niej żadna deklaracja dotycząca zawartości - relacjonuje asp. Maciej Czarnecki z zespołu prasowego Izby Administracji Skarbowej w Białymstoku. Po otwarciu przesyłki okazało się, że w jej wnętrzu znajdują się trzy niemieckie karabiny maszynowe MG 34 używane na frontach II wojny karabiny maszynowe MG 34 z okresu II wojny światowej w przesyłce kurierskiej (źródło: KAS Białystok)Asp. Czarnecki dodaje, że z powodu podejrzenia, iż mogły zostać naruszone przepisy ustawy o broni i amunicji (w zakresie prawidłowości przesyłania i przewozu broni). W sprawie zostało już wszczęte postępowanie. Funkcjonariusze zabezpieczyli ujawnione karabiny. - Aby wyjaśnić wszelkie okoliczności tego przypadku, podlaska KAS nawiąże również współpracę z łotewskimi służbami. Niewykluczone, że zabytkowa broń opuściła terytorium Łotwy nielegalnie - mówi asp. Maciej też: Bobrowniki. Przemycali stare monety, prehistoryczną biżuterię, a teraz grot włóczniKarabin maszynowy MG 34MG 34 (Maschinengewehr 34) był uniwersalnym, szybkostrzelnym karabinem maszynowym produkcji niemieckiej strzelającym pociskami kal. 7,92 mm, powstałym w latach 30. ubiegłego wieku. To podstawowa broń wsparcia w niemieckim Wehrmachcie, produkowana w kilku wariantach i używana także przez inne formacje oraz wojska pancerne, lotnictwo i marynarkę wojenną. Na szeroką skalę MG 34 był użytkowany przez niemiecką piechotę do 1943 roku, kiedy wyparł go jego następca – MG ofertyMateriały promocyjne partnera Funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej z Białegostoku podczas kontroli przesyłek w oddziale jednej z firm kurierskich ujawnili 3 niemieckie karabiny maszynowe MG 34 (Maschinengewehr 34) pochodzące z okresu II wojny światowej. Zabytkowa broń miała trafić do Wielkiej Brytanii od nadawcy z Łotwy. Funkcjonariusze Podlaskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Białymstoku podczas kontroli wykonywanej w oddziale jednej z firm kurierskich zainteresowali się paczką nadaną na Łotwie do odbiorcy w Wielkiej Brytanii, na której nie widniała żadna deklaracja dotycząca zawartości. Po otwarciu przesyłki okazało się, że w jej wnętrzu znajdują się 3 niemieckie karabiny maszynowe MG 34 używane na frontach II wojny światowej. Z uwagi na podejrzenie naruszenia przepisów ustawy o broni i amunicji w zakresie prawidłowości przesyłania i przewozu broni w sprawie zostało wszczęte postępowanie, do którego zostały zabezpieczone ujawnione karabiny. Aby wyjaśnić wszelkie okoliczności tego przypadku, podlaska KAS nawiąże również współpracę z łotewskimi służbami. Niewykluczone, że zabytkowa broń opuściła terytorium Łotwy nielegalnie. MG 34 (Maschinengewehr 34) był uniwersalnym, szybkostrzelnym karabinem maszynowym produkcji niemieckiej strzelającym pociskami kal. 7,92 mm, powstałym w latach 30. ubiegłego wieku. To podstawowa broń wsparcia w niemieckim Wehrmachcie, produkowana w kilku wariantach i używana także przez inne formacje oraz wojska pancerne, lotnictwo i marynarkę wojenną. Na szeroką skalę MG 34 był użytkowany przez niemiecką piechotę do 1943 roku, kiedy wyparł go jego następca – MG Izba Administracji Skarbowej w Białymstoku

niemieckie karabiny 2 wojny światowej